Tytuł Jak projektuję książki sugeruje, że mamy przed sobą poradnik. Rzut oka na spis treści (którego układ i umiejscowienie – czego dowiemy się z lektury – nie są pozbawione znaczenia) potwierdza, że w czterech rozdziałach Friedrich Forssman przeprowadzi czytelnika przez proces projektowania książki. Poszukujący jednak samouczka i gotowych rozwiązań mogą się trochę zawieść. Najciekawsze bowiem są pojawiające się przy omawianiu poszczególnych tematów dygresje.
Pobierz darmowy e-book o typografii
Na szczęście charakteryzuje je zwięzłość godna Juliusza Cezara. Książka nie ma żadnego wstępu, nie wyjaśnia się pojęć, nie podaje definicji. Na pewno nie jest to pozycja dla laików czy jakby napisał autor: „amatorów”. Ktoś może się skrzywić na takie określenie – ale pozostając w kręgu klasycznych odniesień – Forssmanowi chyba nie daleko do etymologicznego rozumienia amatora, bowiem: „Branża wydawnicza to wspaniały świat […] Kto w niej pracuje, robi to z miłości do książek, bo przecież nie dla pieniędzy czy uznania […]” (s. 11).
Złoty wiek?
Ironiczna uwaga zwraca uwagę na jeden z ciekawszych wątków poruszanych przez autora. Nie da się ukryć, że wraz z powszechną cyfryzacją projektowanie (i wydawanie) książek bardzo się zdemokratyzowało. Programy do składu, fonty itd. – stały się dostępne dla każdego na wyciągnięcie ręki. Forssman – pracujący w branży od lat, posiadający ogromną wiedzą i doświadczenie – nie utyskuje na tę sytuację, a wręcz przeciwnie zwiastuje złoty wiek, w którym coraz szybciej powstają coraz lepsze kroje pisma, a z zagadnieniami typografii spotyka się każdy mający kontakt z komputerem. Zwiększająca się na tym polu świadomość działa na korzyść projektantów, zleceniodawcy bowiem łatwiej odróżnią ich profesjonalną pracę od amatorskich realizacji (inny punkt widzenia przedstawia Rudolf Reuß, o którym piszę tutaj).
W co więc powinien być uzbrojony projektant książek? Podejście Forssmana jest konserwatywne, a jednocześnie pozbawione pewników. W sporze o to, czy dizajn to sztuka czy też rzemiosło, staje zdecydowanie po stronie tego drugiego. Teoria „kryształowego kielicha”, anonimowość twórcy, podporządkowanie formy funkcji – to wszystko leży niedaleko jego poglądów.
Autor jednak doprawia je solidną dawką historii. To ona jest dla niego podstawą myślenia o książce i z niej wynikają bardzo ważne konwencje (wypracowane latami rozwiązania), które pozwalają czytelnikowi (przecież najważniejszemu elementowi układance) z niej korzystać. Dla przykładu: dlaczego zazwyczaj składamy tekst główny antykwą? Na tak postawione pytanie zazwyczaj otrzymujemy odpowiedź powołującą się na badania czytelności. Forssmana jednak przekonuje bardziej to, że stoi za tym rozwiązaniem wielowiekowa tradycja, a wspomniane badania nazywa „stąpaniem po cienkim lodzie”, a niektóre z nich nazywa „absurdalnymi”.
Przeciw poetom
Innym – w podobnym duchu utrzymanym – zagadnieniem jest krytyka tzw. teorii dizajnu. Założenie autora Jak projektuję książki jest proste: nikt tak naprawdę nie wie, czym ta teoria jest; nie ma odpowiedniego aparatu pojęciowego; nie ma ludzi, którzy by się nią kompetentnie zajmowali. Jest to według niego sztuczny twór, który powstał przez nałożenie na akademię pewnych obowiązków – na uczelniach artystycznych prace dyplomowe powinny być uzupełnione teoretyczną rozprawą, rzadko jednak talent artystyczny (czy może raczej w tym wypadku rzemieślniczy) idzie w parze z talentem naukowym.
Zasadniczo trzeba przyznać Forssmanowi rację, chyba ciągle nie ma odpowiedniego języka, żeby o dizajnie mówić w sposób niediachroniczny i jednocześnie nie uciekać się do wygłaszanych przez poszczególnych projektantów ex catedra sądów niepopartych naukowymi argumentami. Zazwyczaj to, co nazywa się teorią dizajnu jest albo historycznym ujęciem pewnych prądów (wraz z towarzyszącymi im wypowiedziami programowymi robiącymi za wkład teoretyczny – Forssman uznaje to za część historii książki), albo wiedzą mocno zakorzenioną w praktyce związaną z konkretnymi rozwiązaniami (blisko potocznego znaczenia słowa „teoria” czy „filozofia”). Myślę, że póki nie znajdziemy innego sposobu na rozmowę o dizajnie, solidne studiowanie historii, zwłaszcza na polu projektowania książek i typografii, nikomu nie zaszkodzi.
Gdyby podsumować poglądy autora, można użyć modnego swego czasu określenia „projektowanie kongenialne”, choć on by się pewno skrzywił: „Projektanci nie mogą traktować siebie na równi z tymi, którzy dostarczają wszelkiego rodzaju treści, a tym samym nie powinni przeceniać swoich możliwości i swojego znaczenia” (s. 19). W tak rozumianej kongenialności chodzi jednak raczej o dostosowanie odpowiednich rozwiązań do treści książki, równowagę formy i funkcji. Forssman jednak w przeciwieństwie do radyklanych modernistów nie zapomina o tym, że książka to coś wyjątkowego i oprócz przekazywania komunikatu istnieje w szerszym kontekście: historycznym, społecznym czy ekonomicznym.
Times vs Times
Rozważania o fachu projektanta to nie wszystko, co książka nam oferuje. Autor przekonuje, że zna się na rzeczy i sporo miejsca poświęca praktycznym uwagom dotyczącym samego projektowania. Szczególnie interesujące wydają się mi analizy krojów pisma, np. próba porównania kilku wariantów poczciwego Timesa. Istnieje przecież wiele różnych fontów noszących to miano i tak naprawdę nie możemy nic pewnego o nim powiedzieć bez odwołania się do jego konkretnych realizacji – niby wszyscy to wiemy, ale często sprawę się upraszcza.
Co ważne przy okazji dowiadujemy się na co zwracać uwagę, gdy analizujemy inne fonty i jak dobrać parametry składu, żeby wykorzystać ich atuty, tudzież ukryć wady. Wiele tutaj innych przykładów, poświęconych często szczegółowym zagadnieniom (np. bardzo ciekawy rozdział o projektowaniu zgodnym z duchem epoki czy o dobieraniu typografii do typu publikacji w zgodzie z wypracowanymi przez lata konwencjami). Każdy temat jest ilustrowany praktycznymi rozwiązaniami, co więcej, cała książka jest niejako metaprojektem realizującym założenia w niej wyłożone (także jeśli chodzi o wykorzystane materiały i jakość wykonania).
Typograficzna apteczka
Nawiązując do tytułu poprzedniej książki autora, dziś mamy spory wybór, jeśli chodzi o „pierwszą pomoc w typografii”. Jak projektuję książki, jeśli chodzi o zastosowanie medyczne, leczy przede wszystkim pewne niezdrowe poglądy (albo przynajmniej skłania do ich przemyślenia). Proponowałbym taką kurację osobom odpowiedzialnym za programy nauczania oraz wszystkim innym trudniącym się edukacją w zakresie książkowego rzemiosła – zwłaszcza fragmenty o poszerzaniu horyzontów projektantów (polecam przy okazji Jak zostać dizajnerem i nie stracić duszy Adriana Shaughnessy). Będzie też dobrym suplementem dla praktyków: pokaże, czym jest prawdziwe rzemiosło, i odświeży projektancki repertuar. Skutków ubocznych nie stwierdzono.
Friedrich Forssman, Jak projektuję książki, tłum. P. Piszczatowski, Kraków 2018 (Estetyka Książki 3).