Na początku tygodnia korzystający z pakietu Adobe Creative Cloud otrzymali aktualizację oprogramowania. Z edytorskiego punktu widzenia na uwagę zasługuje na pewno nowa wersja InDesigna, który zyskał kilka usprawnień z kategorii UX.
Pobierz darmowy e-book o typografii
To pierwszy tak duży update od dawna, być może wynikający z pojawienia się na rynku konkurencji w postaci Affinity Publishera, posiadającego kilka ciekawych rozwiązań w tym zakresie (jednak ciągle przegrywającego z produktem Adobe pod względem tego, co w programie do DTP najważniejsze, czyli skuteczności algorytmów łamania tekstów). Interesująco przedstawia się możliwość importowania komentarzy z pliku PDF do InDesigna, zwłaszcza że obecnie korektorzy często czytają tekst na ekranie monitora.
Ciekawsze są jednak zmiany w mniej popularnej usłudze z pakietu, znanej dotąd jako Adobe Typekit, a przemianowanej obecnie na nieco bardziej oczywiste Adobe Fonts. Mimo że daje ona ogromne typograficzne możliwości, mało się o niej mówi, a część użytkowników jest jej po prostu nieświadoma bądź ma pewne uprzedzenia wobec korzystania z niej. Może to mieć dwojakie przyczyny: z jednej strony lekceważenie kwestii typografii, z drugiej nieufność wobec usługi stojącej w sprzeczności z pewnymi ustalonymi zasadami gry na rynku cyfrowych czcionek, w myśl których profesjonalne fonty muszą być bardzo drogie i obwarowane skomplikowanymi przepisami licencyjnymi. Model dystrybucji zaproponowany przez Adobe (fonty dostępne w chmurze za comiesięczny abonament) faktycznie jest dość nietypowy, jednak trzeba powiedzieć, że na pierwszy rzut oka stoi zdecydowanie po stronie użytkownika – zapewnia łatwy dostęp do ogromnej biblioteki fontów, które w innym wypadku, byłyby niemożliwe do zdobycia dla indywidualnego projektanta czy małego studia. Wraz z aktualizacją zmiany idą coraz mocniej w tę stronę.
Krojów dostępnych w chmurze jest więcej (pojawiły się m.in. fonty Adobe z odmianami optycznymi, umożliwiające bardziej harmonijny skład tekstów, przypominający dawny skład ręczny), zniesiono także pewne ograniczenia w ich stosowaniu. Dotychczas bowiem mogliśmy zsynchronizować z naszym kontem naraz 100 fontów (każda odmiana była liczona osobno, więc np. kiedy chcieliśmy korzystać z kursywy i wersji pogrubionej, nasz limit się zmniejszał), co wymagało czasem przy pracy nad wieloma projektami pewnej gimnastyki i kończyło się żmudnym klikaniem. Także w wypadku stosowania fontów na stronach www nie obowiązują dawne ograniczenia związane z liczbą wyświetleń naszej strony (wcześniej za więcej wyświetleń musieliśmy dopłacić), uproszczono także proces dodawania fontów do arkusza CSS. Na pierwszy rzut oka jedynym minusem aktualizacji jest mocniejsza integracja usługi z całym pakietem – obecnie nie ma możliwości wykupienia osobno abonamentu na Adobe Fonts, musimy zdecydować się na pełen pakiet. Podejrzewam, że część użytkowników mogła korzystać ze starszych wersji flagowych produktów Adobe, a dokupować relatywnie tani Typekit. Teraz, jeśli będą chcieli korzystać ze wspomnianych wcześniej możliwości, czeka ich przesiadka na pełen CC.
Oczywiście zastrzeżeń jest więcej. Abonamentowa natura niesie za sobą w dalszej perspektywie zagrożenia – użytkownicy są uzależnieni od Adobe, które może podnieść ceny usługi bądź nie przedłużyć umowy z którymś z producentów, a wtedy fonty, z których korzystamy znikną. Możemy sobie wyobrazić, że w pewnych sytuacjach byłoby to dla projektanta dość bolesne, np. przy wydawaniu czasopisma lub serii wydawniczej (wtedy pozostanie wykupić dany krój osobno albo zrezygnować ze stałego layoutu). Przy projektach „jednorazowych” ten problem znika, jednak nikt nie zapewni nas, że dany font będzie dostępny, gdy akurat będziemy go potrzebowali.
Osobnym pytaniem pozostaje, jak bardzo „fair” jest Adobe wobec producentów fontów. Bardziej świadomi typograficznie projektanci i edytorzy (choć ze względu na sukcesy polskich projektantów pism wiedza taka staje się coraz bardziej powszechna) zdają sobie sprawę, że praca nad krojem pisma jest niezwykle wymagająca i nie dziwią ich wysokie ceny za najlepsze fonty. O tym, że dystrybutorzy fontów często niezbyt uczciwie postępują wobec projektantów, mówił David Březina (w odniesieniu do portalu MyFonts) w wywiadzie dla „2+3D”: „Kiedy robisz przeceny regularnie, może się zdarzyć, że klienci będą na nie czekać, zamiast kupować po normalnych cenach” (nr 52, s. 26). Zwracał również uwagę, że taka agresywna polityka cenowa powoduje, że najpopularniejsze są nie kroje najlepsze, ale najtańsze czy najbardziej promowane, często nie odznaczające się dobrą jakością (co przekłada się na ogólny poziom kultury wizualnej wokół nas). Można powiedzieć, że Adobe idzie o krok dalej i próbuje całkowicie zmonopolizować rynek dystrybucji krojów, uzależnić od siebie grafików, a następnie projektantów pism, którzy bezskutecznie będą walczyć o klienta, czekającego aż ich upragniony font znajdzie się w abonamencie. I o ile przeceny z MyFonts zazwyczaj są po prostu niewiele warte, o tyle Adobe oferuje usługę na bardzo wysokim poziomie, co może poważnie zachwiać rynkiem dystrybucji fontów.
Grzegorzu, dobry post. Czekam na więcej przemyśleń o tym, jak działa opcja importu komentarzy z PDF-ów. Mam nadzieję, że już niedługo korekta na PDF-ach (oraz późniejsze jej nanoszenie) przestanie być partyzantką. Co do modelu dystrybucji fontów – w erze Netfliksa i
innych „spotifajów” chyba można się było tego spodziewać…